Wiał wiatr ze wschodu, niby nie dużo bo 22 węzły. Wystarczyło aby załoga się pochorowała. Cała burta zawietrzna w mgnieniu oka wypełniła się chorującymi młodymi żeglarzami. Wiatru przybywało, 24… , 28 węzłów. Przekornie, statek jeszcze mocniej wchodził w fale i dzielnie nabierał przechyłu. Stojąc na pokładzie miałam twarz całą w soli, sztormiak delikatnie połyskiwał jej kryształkami. Przy tej pogodzie wiatr jest nadzwyczajny, zaczyna gwizdać jak by chciał wykrzyczeć swoją historię, unosi ze sobą drobinki wody i soli.
Dziób mocno i zdecydowanie rozchlapywał wodę na boki, a nawet i na rufę statku gdzie trwało zbiorowe chorowanie. Ci zdrowi co jakiś czas odczuwali morską słoną mgiełkę na twarzy, dłoniach i na kołnierzu.
Długi dzwonek alarmu!
Osoby pod pokładem, natychmiast zaczęły się ubierać w sztormiaki. Ci na pokładzie, w lekkim letargu i zagubieniu zastanawiali się czy również mają wstać, kilkoro z nich się podniosło ale niewiele.
„Alarm do żagli, powtarzam alarm do żagli. Zapraszam załogę na pokład w szelkach”. Głos Kapitana rozszedł się wśród gwiżdżącego na pokładzie wiatru i ciszy, która panowała pod pokładem.
Statek szedł w przechyle dlatego zbiórka przebiegała dość wolno. Ponad połowa załogi chorowała, niewiele z nich wstało słysząc alarm Kapitana. Jedyne co mieli w głowie, to to aby stanąć na stałym lądzie …
Do pracy przy żaglach zebrało się 11 osób. Tylko 11 z całej 40 osobowej załogi. W tak okrojonym składzie lina po linie, kawałek po kawałku, zwijaliśmy część żagli. Bloki piszczały a napinane siłą wiatru liny stawiały opór jakby chciały aby dać im szansę dalej żeglować.
Wiatru przybywało, przechył robił się coraz większy. Była coraz większa fala już nie dwu metrowa a zdecydowanie powyżej trzech czy czterech metrów. Każdy przypięty do stałej części statku, starał się wykonać swoją pracę jak najlepiej. Ci, którym wystarczyło sił widzieli, że to nie zabawa, słońce i lekkoduszne rozmowy na pokładzie skończyły się kilka godzin temu, zostały daleko za rufą. Zaczęli poznawać jak wygląda praca na pokładzie, przy żaglach, widziałam w ich oczach, że z całych sił próbowali przypominać sobie wszystko o czym mówiliśmy na szkoleniu. Niektórzy zmotywowani adrenaliną, niektórzy lekko przestraszeni, wybierali liny, inni luzowali.
Na Olę wpadła fala, krzyknęła zupełnie zaskoczona mokrym dotykiem Morza. Tomek mimo rękawiczek pokaleczył dłonie. Oboje współpracowali i nie poddali się. Zostały jeszcze dwa żagle do zrzucenia, a zespół do pracy robił się mniejszy i mniejszy. Każda większa fala, wybudzała chorobę morską u kolejnych osób. Ustawiłam załogę do kolejnych lin. Chłopaki zaczęli wybierać liny, ale szło to bardzo wolno… Mówiąc głośno, aby było mnie słychać przez huk spadających na pokład fal i wiatru, który krzyczał głośniej i głośniej, tuż obok mnie odezwał się osłabnięty głos „Magda, mogę w czymś pomóc?”. Zatrzymałam się. No jasne! Najmłodsza z załogi, ta która chorowała od 6 godzin na pokładzie. Ta która wychodziła na wachty tylko po to, aby wycieńczona położyć się na pokładzie i chorować. Wreszcie ta, która sterując, co chwila wychylała się za burtę, żeby ulżyć objawom choroby… Czy to jest wytrwałość?
Po 11 godzinach wachty zeszłam do koi, zmarznięta ale szczęśliwa. Jacht z hukiem spadał z kolejnej fali. Pod pokładem, każda rzecz zmieniła miejsce, każda żyła swoim życiem, które nadawane było przez Morze. Było zimno. Gdy schodziłam z wachty na horyzoncie było już widać małe światło latarni morskiej. Jeszcze 22 mile do portu a to oznaczało w tych warunkach całe 4 do 6 godzin snu. Zdążyłam zamknąć oczy, mokre i piekące od soli … – Wstaniesz? Jesteś potrzebna na pokładzie. Ania i Darek nie dadzą rady…
Pasja i wewnętrzna motywacją są fundamentem wytrwałości i uporu w działaniu. Powodują, że nie poddajemy się, że idziemy dalej pomimo przeciwności, mimo pościeranych rąk, zmarzniętych i skostniałych, czasem mimo znudzenia bo nic kompletnie się nie dzieje. Czy właśnie wytrwałość i nasza wewnętrzna siła, powoduje, że zamiast chować się do śpiwora w takiej sytuacji, wyskakujemy z niego, mrucząc coś o herbacie i o 5 minutach na przebranie suchych spodni?
Być może cała magia tego miejsca polega na tym, że tutaj nie możesz od tak po prostu wyjść. Zadzwonić z pytaniem, odwołać i przełożyć spotkania z nadchodzącym wiatrem lub przeciwnie z zupełną ciszą na Morzu. Musisz zareagować, żyć w zgodzie z nadanym rytmem, aby dotrzeć do celu.
Mówi się, że wytrwałość to cecha ludzi sukcesu, pokazuje siłę i umiejętność niepoddawania się w sytuacjach trudnych. Wytrwały jest ten, kto małymi krokami, dąży do celu. Często w ciszy i skupieniu buduje i próbuje zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość.
Wypływając w morze tracisz całkowite poczucie kontroli, musisz zaufać swoim umiejętnościom, doświadczeniom. Musisz zaufać osobom bardziej doświadczonym, a także matce naturze i żywiołowi.
Zmoczysz się, czasem dostaniesz falą prosto w twarz, być może zmarzniesz, skaleczysz dłonie, wynudzisz się na długich i spokojnych wachtach patrząc jak żagle przelatują z lewej bury na prawą.
Z tym wszystkim będziesz bogatszy o nowe doświadczenia. Bardziej wytrwały i pewny swoich umiejętności. Podejmowany wysiłek ma sprawczą moc, w działaniu nie skupiasz się na tym co Cię martwi, tylko skupiasz się na tym, żeby zrobić to co masz zrobić jak najlepiej, a to Cię umacnia.
Nie zostaniesz dobrym żeglarzem patrząc na morze z bezpiecznej kei.
Nie nauczysz się bycia dobrym żeglarzem pływając po spokojnych wodach, nie zostaniesz dobrym żeglarzem czy kapitanem bez sprawdzenia siebie w trudnych i nowych warunkach. Przejdziesz przez to tylko dzięki wytrwałości.
Skup się na tym co możesz kontrolować. Daj się ponieść fali niepewności.
Morze kształtuje charaktery.
Magdalena Dudek
HORYZONT BEZ KOŃCA
Jeżeli zainteresował Cię ten wpis zobacz także: jak młodzież pracuje na pokładzie z Fundacją Rejs Odkrywców „To był wyjątkowy rejs – uchylamy rąbka tajemnicy. Posłuchaj …”
Zapraszam Cię na stronę z kursami: potraktuj ja jak mapę na drodze w swoim rozwoju osobistym.
Dokładnie tak !
Znam to osobiście i z perspektywy lądu i z perspektywy wody 😉
6 komentarzy
To prawda, woda uczy pokory. Ciekawe, że zgrana załoga nie złorzeczy, nie dosypia, wspólnie realizuje wysiłek. Niezła szkoła życia i możliwość poznania prawdziwego oblicza drugiego człowieka.
Zdecydowanie tak. Zgrana załoga to skarb, niezależnie od tego czy na ladzie czy na wodzie 🙂